top of page

KOMENTARZ: Oskładkowanie wszystkich umów cywilnoprawnych

Autor: Marcel Lesik


Więcej ZUSu na zleceniach nie nieprawi systemu

Wśród wielu zmian prawnych, które mają wejść w życie wraz z początkiem nowego roku, rząd relatywnie słabo chwali się pomysłem oskładkowania umów zleceń. Tymczasem jest to zmiana, która może dotknąć prawie milion osób. Z jednej strony to rozwiązanie może ukrócić optymalizację podatkową, z drugiej strony to tylko punktowe działanie rządzących, nie mające nic wspólnego z kompleksową reformą upraszczającą polski system opodatkowania i oskładkowania pracy, której Polska tak rozpaczliwie już od wielu lat potrzebuje.


Oskładkowanie

Zacznijmy od tego, o co chodzi w pomyśle rządu. Obecnie obowiązek opłacania składek na ubezpieczenia społeczne za zleceniobiorców zależy od tego, czy umowa ta stanowi dla zatrudnionej osoby jedyny tytuł do ubezpieczeń, czy też podlega im ona z innego tytułu, np. wykonuje równocześnie umowę o pracę lub inną umowę zlecenie. Jeśli z pierwszej umowy opłacono składki od co najmniej minimalnego wynagrodzenia, to od kolejnych opłaca się już tylko składkę zdrowotną, co skutkuje otrzymaniem wyższego wynagrodzenia. Według projektu ustawy, który aktualnie znajduje się w konsultacjach Rady Dialogu Społecznego, wszystkie umowy zlecenia, niezależnie od innych źródeł dochodu, miałyby być obłożone składkami społecznymi. Według danych ZUS taka zmiana dotknęła by ok. 900 tysięcy osób – 51,8 proc. z nich to kobiety, a średni wiek w tej grupie wynosi 45,7 lat (45,8 lat u mężczyzn i 45,6 roku dla kobiet).


Przeciw oszustwom

Argumentem za tego typu rozwiązaniami wprowadzanymi szczególnie w czasie kryzysu jest uniemożliwienie wypchnięcia pracowników na umowy cywilnoprawne i B2B z umów o pracę, co miało miejsce po kryzysie w 2008 roku, i według wstępnych ustaleń może mieć miejsce także dzisiaj – od końca lutego do końca sierpnia liczba pracowników odprowadzających składki spadła o 209 tysięcy. Jednocześnie liczba ubezpieczonych prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą wzrosła o 67 tysięcy, a zleceniobiorców, dla których umowa zlecenie była jedynym źródłem dochodu, było o 9 tysięcy więcej. To może świadczyć o tym, że pracodawcy w obliczu trudniejszych czasów próbują wypychać pracowników na samozatrudnienie i umowy zlecenia, by zmniejszyć koszty pracy, na czym w dłuższym okresie ucierpią emerytury tych pracowników. Pozytywnym skutkiem wdrożenia tego rozwiązania było by więc ukrócenie tego rodzaju arbitrażu podatkowego, a przy tym zyskałby budżet ZUS. Potencjalnie także na emeryturze zyskaliby pracownicy podlegający wyższemu oskładkowaniu, choć jak wiadomo systematycznie wśród młodych ludzi spada wiara w to, że obecny system emerytalny przetrwa kolejne 30-40 lat bez fundamentalnej zmiany zmieniającej wysokość ich przyszłego świadczenia.


Punktowe zasypywanie dziury

Argumentów przeciwko temu projektowi mam jednak znacznie więcej. Przede wszystkim ten projekt to kolejna punktowa zmiana systemu podatkowo-składkowego, który od lat wymaga gruntownej, metodycznej reformy. Jak wskazuje Jakub Sawulski, ekonomista Polskiego Instytutu Ekonomicznego i SGH[1] oraz Piotr Arak[2], system opodatkowania jest nad Wisłą regresywny, z dwóch powodów. Po pierwsze, na rynku pracy wraz ze wzrostem dochodów rośnie liczba atrakcyjnych alternatyw dla umowy o pracę, z których dominującą jest fikcyjna działalność gospodarcza (świadczenie usług dla 1 kontrahenta). Po drugie zaś, umowy cywilnoprawne, które dodatkowo chce opodatkować rząd, już teraz są opodatkowane regresywnie – efektywne opodatkowanie osób zarabiających z ich tytułu najmniej (między 10 a 50 tys. zł rocznie) jest wyższe niż opodatkowanie tych zarabiających między 50 a 200 tysięcy rocznie (29 proc. wobec 26 proc.). Pełne oskładkowanie umów zleceń z pewnością bardziej dotknie po kieszeni biedniejszych.

Zamiast więc uderzać w ten relatywnie wąski element systemu, warto by było podjąć choć próbę poukładania go na nowo. A lista koniecznych reform jest długa. Przede wszystkim zmianie wymaga sytuacja, w której występuje co najmniej 8 różnych klinów podatkowych, w zależności od formy zatrudnienia, a liczba opcji opodatkowania zwiększa się wraz ze wzrostem dochodów. To nie tylko niesprawiedliwe, ale tworzy mylne przekonanie, że opodatkowanie pracy w Polsce jest wysokie, podczas gdy statystyki OECD i Komisji Europejskiej mówią jasno – Polska znajduje się wśród 10 krajów UE z najniższą stopą opodatkowania, jednak problemem nad Wisłą jest skomplikowanie systemu i jego nieefektywność.

Co zatem stoi u podstaw rządowych zmian? Ano to samo, co było motywacją do likwidacji OFE w dwóch aktach, a zatem zasypanie dziury w systemie ubezpieczeń społecznych, który nie jest w stanie zaspokoić swoich potrzeb ze składek. Statystyki są nieubłagane – Polacy żyją dłużej, stając się jednocześnie średnio coraz starsi. W efekcie w systemie bazującym na społecznej solidarności pokoleń do kasy wpływa coraz mniej pieniędzy, podczas gdy wydatki na wypracowane emerytury rosną. Temu wszystkiemu nie pomaga oczywiście obniżony wiek emerytalny.

Podsumowując zatem należy negatywnie ocenić plan jednakowego oskładkowania wszystkich umów cywilnoprawnych, choć warto podkreślić, że najnowsze zmiany kadrowe w rządzie mogą odsunąć ten pomysł w daleką, bliżej nieokreśloną przyszłość: właśnie szefem resortu Rozwoju i Pracy został Jarosław Gowin, szef Porozumienia, partii, która powołując się na swoje wolnorynkowe ideały jasno sprzeciwia się „usztywnianiu” rynku pracy w ten sposób, szczególnie w czasie kryzysu.


[1] https://ibs.org.pl/app/uploads/2019/03/IBS_Policy_Paper_01_2019.pdf [2] https://www.politykainsight.pl/multimedia/_resource/res/20105881

 
 

30 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page